Pewnego dnia miałem objawienie. Ukazał mi się mistrz Bareja i rzekł. "Wiesz co zrobi ten twój Blog ? On odpowie żywotnym potrzebom całego społeczeństwa. To będzie Blog na skalę Twoich możliwości. Ty wiesz, co Ty zrobisz tym Blogiem ? Ty otworzysz oczy niedowiarkom. Patrzcie – powiesz – to moje, przeze mnie napisane i to nie będzie moje ostatnie słowo".
Suzi Quatro, legenda rocka. Moja pierwsza wielka muzyczna miłość. Do tego
album „Rock Hard”to pierwsze
wydawnictwo produkcji zachodniej, jakie pojawiło się u mnie w domu, ówczesnego
dwunastolatka na półce. Wydawnictwo w formie kasety magnetofonowej, które
kosztowało moich rodziców małą fortunę. Z latami okazało się, że kaseta
pochodziła z wydawnictwa pirackiego z Iraku, gdzie w owym czasie nasi rodacy
pracowali przy inwestycjach budowlanych. Ale przez lata miałem świadomość
posiadania rzeczy według mnie unikalnej. Obecnie posiadam ten album w formie
winylowej i płyty CD. Oba wydania różnią okładki. Naprawdę nie wiem dlaczego
dla CD ją zmieniono. Wersja pierwotna wszak jest w moim odczuciu wspaniała.
Płyta ukazała się w 1980 roku i była chyba ostatnim mocnym akcentem w
popularności tej artystki. Ostatnia w pełni odnosząca się do wypracowanego z
latami stylu. Jak to miała Suzi w zwyczaju jest na niej kilka coverów od innych
artystów, kilka własnych a raczej wspólnych z mężem kompozycji. Jest też coś od
panów Chin i Chapmann (nadwornych kompozytorów największych sukcesów Suzi i
Smokie). Album pomimo sprawdzonej recepty na sukces, nie pozwolił utrzymać
porównywalnej popularności względem okresu wcześniejszego. Te dwa lata, na przełomie
lat 78-80 to cała wieczność w postrzeganiu muzyki pop, podobnie jak i rockowej.
Suzi ze swoją prostolinijną energią rock and rollową nijak się miała do punka,
New Wave czy New Romantic. Dlatego dopiero po wielu latach „Rock Hard” można
spróbować ocenić obiektywnie. Obecnie wszystko na tyle się zestarzało, że nie
stanowi to już relatywnych odniesień ani porównań pomiędzy sobą. Dzisiaj te
różne przewodnie gatunki tamtego okresu nie muszą być rozpatrywane z pozycji
współistnienia.
Teraz o samej muzyce. Chyba jedna z najbardziej melodyjnie dopracowanych
płyt Suzi. Największymi hitami okazały się dwie pierwsze piosenki „Rock Hard”
kompozycji Chin/Chapmann oraz standard z początków lat 60tych „Glad all over”. W
zestawieniu piosenek znajduje się jeszcze jedna kompozycja półki Chin/Chapamnn –
„Lipstick”. Piosenka z charyzmą i fajnym pomysłem, lecz niestety bez potencjału
przebojowego. Bardzo lubię z tej płyty kompozycję Suzi i jej męża Lena Tuckeya „Lonely
is The Hardest” . Jeżeli miałbym wskazać jakąś niedocenioną perełkę to właśnie
tę.
Całość płyty jest jak na Suzi bardzo wyrównana jakościowo. Brak jest tu
fragmentów, które by się chciało ominąć, co przy płytach z okresu jej
świetności niestety nie jest normą. Suzi potrafiła na wcześniejszych płytach
popłynąć w kierunku bylejakości, tu błędu nie zrobiła. Ta płyta broni się cała.
To autentyczne, pełne energii i rocka doświadczenie muzyczne. Wokal Suzi
jeszcze w pełni doskonały.
Jedynym minusem tej płyty i kto wie, czy nie przyczyną braku „ochów” i „achów”
to produkcja. Wybitnie brakuje tu dobrego zbalansowania dźwięków niskich i
wysokich. Wybrzuszono do góry środek częstotliwości i otrzymaliśmy coś, co w
obecnych czasach podchodziłoby pod nagrania demo. Szkoda, bo brak dynamiki
charakterystycznej dla wcześniejszych hitów, jak choćby „Can the Can”, „48
Crash”, „Glycerine Queen” niszczy wizerunek kobiety grającej muzykę z „Powerem”.
Potencjał w tej płycie jednak czuć. Tytuł „Rock Hard” jest adekwatny do
zawartości. Oczywiście „hard” w wersji Suzi Quatro.
Track lista
Strona A: Rock
Hard, Glad All Over, Love Is Ready, State Of Mind,Woman Cry, Lipstick
Strona B: Hard
Headed, Ego In The Night, Lonely Is The Hardest, Lay Me Down, Wish Upon Me
Opcje okładkowe z różnych wydawnictw tego albumu
Video mniej lub bardziej oficjalne do piosenek z tego albumu
Płytę mam
już u siebie w kolekcji wiele lat. Niewiarygodne, że już minęło ponad
dwadzieścia lat od jej ukazania. Nadal mam wrażenie, że to było tak niedawno.
Przecież Nena to okres mojej „najmłodszej młodości”. Ile miałem lat, gdy
zobaczyłem ją po raz pierwszy na fotce gazety Bravo? Może czternaście? A
kiedy usłyszałem po raz pierwszy ? Pewnie z rok później, czyli prawdopodobnie z
początkiem 1983r. Nie da się czasu zatrzymać. Czterdzieści lat !!! Aż tyle, a
ona nadal jest liderką muzycznej sceny niemieckiej. Owszem, obecnie już jako
jej ikona, ale nadal tworzy, koncertuje, wydaje płyty.
Nena - Ikona muzyki pop
Płytę
kupiłem z lekkim falstartem. Wybrałem edycję winylową. Trochę na fali
powracającej mody, ale głównie z uwagi na okładkę. Podwójny album, to i szata
graficzna będzie robić wrażenie. Niestety. Rozczarowanie przyszło. Zamiast
efektownej rozkładówki, upchnęli wszystko do jednej koperty. Pozbawili także
kilku istotnych bonusów w zawartości muzycznej. Jak dodam do tego coś, co
mierzi każdego kolekcjonera winyli, a mianowicie, że płyty nie trzymają od
nowości kształtu, otrzymujemy kolekcjonerską porażkę. Naprawdę krew zalewa, gdy
przy każdym odtworzeniu jej obserwuję, jak ramię z igłą cały czas faluje do
góry i na dół. Miejscami mam wrażenie, że także dźwięk odpowiednio pływa. Dodam
do tego opisu edycji fakt braku wkładki, opisów, kompletnie nic. Jak na
wydawnictwo XXI wieku kierowane do miłośników winyli, czyli kolekcjonerów to
ocena tej edycji wręcz niedostateczna. Odradzam zakup tej płyty w tej wersji. Nakłaniam
za to do zakupu wersji wydanej na Cd, a wzbogaconej dodatkowo bonusami, które
na winylu po prostu zostały olane (zapewne z przyczyny ograniczenia czasowego
analoga) . Błąd oczywiście naprawiłem i wersję compact disc nabyłem chwilę
później. Tyle pomyj na tą płytę w wersji analogowej. Edycja CD zdecydowanie
wygrywa, ale nie obyło się bez wad. Mamy książeczkę, która posiada około
dziesięciu stron, ale treść zawarta jest tylko na dwóch. Pozostałe zawierają
nawet nie fotki, a jakieś mało czytelne kolaże barw z zarysami jakieś większej
całości. Dla mnie marnotrawstwo potencjału. Za to dwie płyty z pełnym
materiałem i w idealnej jakości. Dodam, zdecydowanie lepszej niż muzyka z
czarnej płyty. Czuć, że mastering robiony był pod zapis cyfrowy a na „winyla”
wrzucono zapis jeden do jeden, przez co musiała siąść dynamika. Skupiłem się
trochę na kwestiach edycyjnych, bo uznałem to za istotne i uczciwe w opisie
całości tego wydawnictwa.
Teraz już o samej muzyce. Od razu bez zbędnych zdań piszę.
Ta płyta jest po prostu wspaniała, piękna i cudowna. Pewnie tych przymiotników
znalazłbym jeszcze kilkanaście. Od samego początku do końca zapiera dech swą
urodą i stawia ją według mnie na liście najlepszych płyt pierwszej dekady
nowego wieku. Jest to trochę dziwne zważywszy na fakt, że podano na niej jak to
się mówi "odgrzane kotlety". Tylko, że te dania po dwudziestu latach
nie zostały wrzucone do mikrofali celem odgrzania, a zostały przyrządzone na
nowo. Doprawiono je w najlepszej kuchni i to przez najlepszych kucharzy. Lepszym
porównaniem będzie nawet przykład wina , które dojrzewa, by po latach nabrać
właściwej szlachetności. Na czym polega fenomen i sukces tej płyty ? Według
mnie na to zadziałały różne czynniki, także poza muzyczne, ale te sobie
odpuścimy. Wspomnę tylko, że Nena jest w Niemczech ikoną pop kultury oraz
przykładem wytrwałości i determinacji, a przy tym wzorem matczynej miłości do
dzieci.
Nena feat. Nena - Duety, Muzyka, recenzja
Dajmy spokój otoczce całości i omówmy to co wprawiło mnie w szczery zachwyt.
Płytę otwiera chyba największy przebój Neny, choć z uwagi na kraj pochodzenia
wokalistki określić to powinienem szlagierem. "99 luftbalons" to
piosenka wizytówka tej artystki. Tu podano ją w bardzo odmłodzonej wersji
całkowicie zmieniając aranż. Całość zwolniono przez co piosenka stała się
bardziej refleksyjna i chyba bardziej odpowiadająca przesłaniu jakie zawiera
tekst. Zrezygnowano całkowicie z aranżacji typowej dla pierwszej połowy lat
80tych. Zachowano jednak charakterystyczne dla pierwowzoru smaczki muzyczne.
Czy jest to lepsza wersja od oryginału trudno powiedzieć, bo zapewne zdania
mogą być podzielone. Dla mnie jest zdecydowanie lepsza. Odkurzono ją i w
obecnej formie brzmi cudownie i chyba ponadczasowo. Brzmi tak jakby to była
zupełnie świeża kompozycja. Po niej następuje od razu to co było najbardziej
lansowane z tej płyty, czyli duet Neny z Kim Wilde. Piosenka "Anyplace,
Anywhere, Anytime" będącym niczym innym jak odpowiednikiem "Irgenwie,
Irgendwo, Irgendwann" z trzeciej płyty Neny. Nena namówiła do tego duetu
Kim, z którą przypadkiem spotkała się po latach na imprezie w Berlinie. Nie
odmówiła swojej niemieckiej koleżance i tak oto piosenka po dwudziestu latach w
zmienionym aranżu ponownie stała się przebojem. Sukces "Anyplace,..."dał
również impuls Kim Wilde, by także ona wzięła się w garść i powróciła do
show biznesu muzycznego. Zaowocowało to od tamtego czasu już kilkoma jej nowymi
płytami. Kolejna piosenka na omawianej płycie to kolejny numer z żelaznego
repertuaru Neny "Nur Getraumt". Klimatem nie odbiega od wersji
pierwotnej znanej z debiutanckiej płyty. Zmieniono jednak jej całe brzmienie, dodając
tu i ówdzie kila smaczków. Czwarta piosenka, zamykająca stronę A na winylu to
"Leuchtturm". Przy tej piosence zatrzymam się na
dłużej."Latarnia morska" w tej nowej wersji to coś co przykuwa uwagę
chyba najbardziej z tej całej kapitalnej płyty. Niby każdy dźwięk znamy
doskonale, a jednak brzmi to jakby to był zupełnie nowy numer. Przearanżowano
ją całkowicie zmieniając nawet tekst. To nie piosenka typu „remake”, a raczej
wygląda to jakby całkowicie na nowo ją skomponowano. Jeśli pierwsza wersja była
po prostu bardzo śliczna i przebojowa, to ta jest po prostu doskonałością
skończoną. Zaśpiewana z wielką lekkością, przestrzenią, a przy tym w klimacie
beztroskiego luzu. Nena nigdy wcześniej nie brzmiała tak zmysłowo, a jej
charakterystyczny głos tu nabrał cech "niewinnego aniołka".
Całkowicie Nena odeszła od pazurka rockowego i to chyba jedyny przypadek jaki
znam kiedy jakiejkolwiek piosenkarce taki zamiar wyszedł na dobre.
Nena - Leuchtturm
Po przesłuchaniu tej piosenki nie ma się ochoty słuchać
reszty. Producenci to chyba przewidzieli wiec od razu za tym cudem umieścili
kolejną „wizytówkę”, czyli "Fragezeichen". Wersja leniwa, ponownie
kłania się tu wykorzystanie totalnie zmysłowego głosu Neny. Zlikwidowano
charakterystyczne wstawki gitarowe. Dodano porcję jeszcze większego liryzmu niż
znamy z wersji wcześniejszej. Przy tym zadbano, by nie uczynić z tego
ciągnącego się czegoś w stylu "flaki z olejem". Swego czasu błąd ten zafundował
nam Bon Jovi robiąc swoją wspominkową płytę z hitami. Nie będę omawiał każdej
piosenki po kolei, bo przy każdej praktycznie mógłbym pisać te same ochy i achy.
Tak na skróty pisząc dodam, że mamy na tej płycie też piosenki zaśpiewane
z kolegami Joachimem Wittem (Wunder geschehen) oraz z Udo Lindenbergiem (Jetzt
bist du weg). Obie oczywiście piękne. Gdyby w tym miejscu kończyła się płyta,
czyli była jak za dawnych czasów pojedynczym winylem, czulibyśmy przy całej
urodzie wszystkich kompozycji brak kilku tytułów. Na szczęście nie robiono tego
albumu na skróty i nie pominięto piosenki "Lass mich dein Pirat
sein", która dla mnie jest jedną z jej najładniejszych piosenek w ogóle.
Ta wersja różni się oczywiście od oryginału, ale odmienna jest w urzekający
sposób. Chyba wersję pierwotną uważam za lepszą, ale nadal ta jest świetna.
O
barwie wokalu Neny w tej wersji już nie piszę, bo słów brakuje. Całość otulono
w smyczki, gitarę akustyczną i nadano w ten sposób jeszcze delikatniejsze
brzmienie, uwypuklając właśnie ten jej głos, wiecznie dziewczęcy, wiecznie
świeży. Nie pominięto również "Es regnet" z drugiej płyty. Piosenki
niby nie wyróżniającej się wcześniej - tu w podobnej interpretacji co
wcześniejsza, brzmi więcej niż poprawnie. Mamy na tej bądź co bądź składance
także piosenki pochodzące z okresu po "Nena - Band". Przykład
"Lichtarbeiter", trochę transowy i trochę nie pasujący tu do całości.
Sama w sobie piosenka jest ładna, ale uczyniono tu ukłon w kierunku brzmień
znanych z lat 90tych. Warto tu wspomnieć szerzej jeszcze o
"Vollmond", piosenki od której zaczęła się moja przygoda muzyczna z
tą piosenkarką. Kompozycja od zawsze należała u mnie do jednych z najbardziej
ulubionych. To jest drugi i ostatni przykład na całości tej płycie, gdzie
wersja pierwsza pochodząca z debiutu jest według mnie lepsza. Nie oznacza to,
że ta jest kiepska. Jest po prostu bardziej "nocna" co zapewne tak
miało wypaść. Uspokojono ją jeszcze bardziej względem poprzedniej wersji,
dodano bardziej senny wokal , wpleciono harmonijkę, pianino. Z pewnością
piosenka nabrała bardziej szlachetnego szlifu, mimo to wolę w wersji pierwszej.
Płytę kończą jeszcze kolejne trzy piosenki po nowemu zrobione "Irgedwie,
irgendwo,irgendwann" juz bez Kim Wilde. "Ich Hang immer noch an
dir" oraz "Carpe Diem"
Podsumowując całość z jednej strony mamy składankę
największych hitów Neny, a z drugiej całkowicie nowy produkt. Całości się
słucha tak jakby to wszystko powstało na nowo i był to całkowicie pierwszy raz
wydany materiał. Dodam, genialny materiał muzyczny. To według mnie najlepsza
płyta Neny jaka powstała od początku jej kariery i nie ważne dla mnie jest, że
to trochę wtórny materiał. Nena dojrzała i po latach znając swoje piosenki na
pamięć doskonale, wiedziała o wszystkich ich mankamentach. Poprawiła je i
okazało się, że warto było. Ta płyta to jedna z tych które warto znać, mieć, no
i oczywiście często słuchać.
Nena Live
W edycji podwójnego CD umieszczono sześć piosenek w
wersji koncertowej. Album ukazał się także bez dodatkowej płyty ( napisy na
okładce nie w kolorze niebieskim a czerwonym). Warto jednak mieć ten dodatek,
bo tam posłuchamy „ Du Kennst Die Liebe Nicht” śpiewanej wraz z publicznością, moment jej wzruszenia i kto wie, czy
nie jest to najlepsze wykonanie tej piosenki. Dla mnie tak. O tym jak sama Nena śpiewa na żywo już nie napiszę.
Wstydźcie się wy wszyscy wielcy rockowi wokaliści z Plantem, Gilanem czy
Coverdalem na czele wychodząc na scenę, bo przy niej wy tylko się męczycie. Ona
stale brzmi jak szesnastolatka i do tego idealnie śpiewa na żywo, czysto jakby
to nagrywane było w studiu płytowym.
strona A
1 - 99 Luftballons (New Version/Album Version 2)
2 - Anyplace, Anywhere, Anytime (New Version)
3 - Nur Geträumt (New Version)
4 - Leuchtturm (New Version)
strona B
1 - ? (Fragezeichen) (New Version)
2 - Wunder Geschehen (New Version)
3 - Jetzt Bist Du Weg (New Version)
strona C
1 -Lass Mich Dein Pirat Sein (New Version)
2 - Es Regnet (New Version)
3 - Lichtarbeiter (New Version)
4 - Vollmond (New Version)
strona D
1 - Irgendwie, Irgendwo, Irgendwann (New Version)
2 -Ich Häng Immer Noch An Dir (New Version)
3 - Carpe Diem (Söhne Mannheims Ragga Mix-Radio Edit)